Thursday, December 30, 2010

Swiatecznie

Okres poswiateczny jest bardzo dobrym momentem na powrot do pisania poniewaz mam wreszcie troche wolnego czasu dla siebie. Wracam do swojego blogu.

Tak jak lubie okres po swietach, jeszcze bardziej lubie okres poprzedzajacy Boze Narodzenie, atmosfere przygotowan i stopniowania radosci, ze ten najradosniejszy okres w roku jest coraz blizej. Amerykanie zaczynaja swietowac zbyt wczesnie i troche przesadzaja zapelniajac polki ozdobami choinkowymi zaraz po Halloween (31 X). Ja zaczynam myslec o Bozym Narodzeniu po Swiecie Dziekczynienia, ktore zawsze przypada na ostatni czwartek listopada, czyli prawie wtedy kiedy zaczyna sie adwent. Najczesciej zaczynam od nowych dekoracji na choinke. W tym roku wymyslilam szycie ptaszkow i grzybkow z filcu. Niestety nie zrobilam tyle ile zaplanowalam, ale co roku doszyje kilka nowych. Uszylam rowniez nowy kalendarz adwentowy.






Od kilku lat robie z dziecmi domki piernikowe. Sciany i dach budujemy z grahamowych ciastek, ktore sklejamy za pomoca masy zrobionej z bialek ubitych z duza iloscia cukru pudru.








Swieta to rowniez CIASTECZKA, duzo ciasteczek. Marta podjela wyzwanie i zaczela wyszukiwac bardziej wymyslne przepisy. Dobrze jest miec dorastajaca corke, ktora lubi piec i gotowac oraz robi piekne zdjecia, ktore sa do wgladu na /http://www.flickr.com/photos/martag95/ Ostatni tydzien Adwentu to choinka oraz udekorowanie domu.




















































Swieta zawsze mijaja za szybko, tak mowia moje dzieci i trudno z nimi nie zgodzic sie.

Dzisiaj jest Grudzien 30, 2010 i jutro bedziemy zegnac Stary Rok i witac 2011.

Tradycyjne Happy New Year brzmi troche sucho. Zycze Wam odnajdywania radosci z ludzi, ktorzy Was otaczaja oraz robienia tego co lubicie.

Wednesday, June 23, 2010

Bunny - Grzybek



Nazwalismy tego zajaczka Grzybek poniewaz jest bardzo malutki i gdy wyjada nasza trawe to lepek wystaje mu jak te kapelusze grzybkom rosnacym na lakach.

Tuesday, June 22, 2010

Rozmaitosci

Nic ostatnio nie pisalam poniewaz nic nie “stworzylam”, ale wlasciwie kto powiedzial, ze powinnam pisac tylko wtedy gdy cos wymysle. Nie mialam czasu na swoje male projekty artystyczne poniewaz zabralam sie za sprzatanie domu. W koncu raz w roku wypada umyc okna i wyprac dywany, prawda? Jak juz wpadlam w wir sprzatania to naszedl mnie nastroj dekorowania, ale jeszcze nic specjalnego nie udekorowalam. Mam pomysl co zrobic z tzw. half bathroom zwana rowniez powdery room i jak dojde do dzialania to napisze wiecej. Na razie dochodze do siebie po machaniu scierkami i pchaniem odkurzacza.

Nie frywolitkuje, ale zakupilam trzy uzywane czolenka do frywolitki na Ebay oraz ksiazke pt. Boutique Tatting" napisana przez Marilee Rockley. Jej blog http://yarnplayertats.blogspot.com/ to miejsce, ktore bardzo czesto odwiedzam.



W ogrodzie nic specjalnego nie dzieje sie. Pamietacie moje malowane domki? Otoz maly ptaszek, ktorego Rafal zidentyfikowal jako strzyżyk śpiewny zaczal budowac sobie gniadzko w jednym z nich. Maluch nie jest strachliwy i przynosi patyki nawet wowczas gdy siedzimy na decku.


W pracy male zwariowanie poniewaz wraz z koncem roku szkolnego pojawiaja sie nowi studenci-goscie na okres letni. Tych mlodych ludzie trzeba nie tylko przeszkolic, ale troche pilnowac poniewaz maja czesto jakies dziwne pomysl jezeli chodzi o prace z komorkami. Dobrze jest jezeli sie pytaja, gorzej gdy sami zaczynaja eksperymentowac.
Ja powoli zaczynam myslec o wyjezdzie do Polski, ale na razie musze jeszcze wyleczyc naszego psa z pasozytow, konkretnie nicienia sercowego (Dirofilaria immitis). To paskudztwo przenoszone jest przez komary i występuje na całym świecie, najliczniej w strefie klimatu ciepłego. Poniewaz Rusty przybyl do nas z Arkansas, jest duze prawdopodobienstwo, ze zlapal nicienie wlasnie w tamtym regionie. Na szczescie tutaj sa dostepne srodki do leczenia, ktore składa się z dwóch etapów eliminacji dorosłych, a potem młodocianych postaci. Rusty spedzil 24 godziny w klinice weterynaryjnej, dostal dwie dawki lekarstwa i wrocil do domu wyciszony i oslabiony. Muismy na niego troche uwazac poniewaz istnieje niebezpieczeństwo, że obumierające nicienie doprowadzą do zatkania naczyń i nastąpią powikłania zatorowo- zakrzepowe.
Nasz piesio to ogromny pieszczoch i wszyscy bardzo go kochamy.

Wednesday, June 2, 2010

Art Show i Trampki - Vans

Bylismy dzisiaj w Marty szkole na Art Show. Wystawione prace reprezentowaly nie tylko rozne techniki ale i poziom zaawansowania. Marta pokazala swoje zdjecia, zabe, Chinczycy w Central Park oraz truskawka na plazy. Jej zdjecia sa na jej blog, Marta’s Art.

Kilka miesiecy temu Marta wraz z innymi brala udzial w konkursie na projekt trampka – Vans. Bylo to grupowe dzialanie. Niestety nie awansowali do dalszych etapow konkursu, ale bawili sie swietnie spotykajac po kilka razy w tygodniu i pracujac nad nowymi modelami. Ich projekty byly dzisiaj rowniez wystawione.

Marty projekt.


Tuesday, June 1, 2010

Memorial Weekend Camping

Od czterech lat w Memorial Weekend wyjezdzamy ze znajomymi na camping. Memorial Day przypada zawsze w ostatni majowy poniedzialek. Jest to swieto oddania czci i holdu poleglym Amerykanskim zolnierzom. Jest to rowniez nieoficjalny poczatek lata. Plaze zaludniaja sie plazowiczami, parki stanowe i campingi oficjalnie otwieraja swe bramy zbierajac oplaty za wejsciowki. Cztery lata temu ktos rzucil haslo wspolnego wyjazdu na camping i tak sie zrodzila tradycja tych wyjazdow. Nasza grupa jest dosyc liczna, 11 osob doroslych + 15-18 dzieci. Zawsze jest bardzo gwarno i bardzo wesolo. Przy takiej liczbie mozemy rezerwowac miejsca grupowe dzieki czemu czesto jestesmy oddaleni od campingowych tlumow. W tym roku po raz pierwszy opuscilismy stan New Jersey i wybylismy do Pensylwanii, parku stanowego Ricketts Glen State Park, 5,281 ha. Park ten slynie z wodospadow w ilosci 21 oraz jeziora Lake Jean. Miejsce to znane nam bylo z Rafala wypadow na zdjecia, a ze wszyscy znaja Rafala zamilowanie do pieknych regionow dali sie namowic na wyjazd do PA. Zdjecie ponizej jest autorstwa Rafala.


Nasi znajomi pomimo tego, ze codziennie przemieszczaja sie samochodami do pracy nie przepadaja za dalekimi wyjazdami w weekend. Niektore rodziny wyjechaly w piatek, niektore w sobote. My dotarlismy w sobote. Mielismy super miejsce campingowe, daleko od innych grup, a jednoczesnie w miare blisko do lazienek. Po 4 latach wspolnych wypadow mamy juz opanowane grupowe zywienie, spanie i wedrowanie. Nastolaty spia razem, grupa wiekowa srednia ma swoje 2 namioty, chlopaki jezeli zbierze sie ich wiecej maja rowniez swoj namiot tak jak i kazde malzenstwo. W tym roku rozlozylimy 10 namiotow. Panowie opiekuja sie ogniskami, panie karmieniem. W ruch ida siekiery, pily i po ilosci narabanych klod mozna by pomyslec, ze zbliza sie jakas zima stulecia. Ognisko jest wieczorem, ognisko jest rano. Wieczorem na ognisku gotuje sie obiad, tradycyjnie juz Polska kielbasa, ktora ma wielu milosnikow, oraz hamburgery i steki, a na deser dziatwa przypala Marshmallow, w Polsce znane jako pianka cukrowa, robiac tzw. S’mores. Milosnikom slodyczy wyjasniam co to jest S’more. Otoz podpieczone marshmallow (powinno miec zloty kolor) wsadza sie z kawalkiem czekolady pomiedzy dwa krakersy grahama. Jest to bardzo slodkie i po jednym takim S’mores ma sie zazwyczaj cukru dosyc na caly tydzien, ale mozecie wyobrazic sobie dzieci wpychajace jeden po drugim.























Rano skolei cala dziatwa siedzi skulona przy ognisku, nie dlatego, ze jest zimno (najczesciej mamy ciepla pogode) tylko dlatego, ze jest niedospana i czeka na sniadanie.
W ciagu dnia kazdy robi co chce. Czesto wspolnie idziemy na szlak, ale sa i tacy, ktorzy wola zostac przy namiotach i czytac. Oczywiscie jest rowniez tzw. plazowanie poniewaz kazdy camping jest polozony blisko jeziora. Najczesciej mamy ze soba kajak, niekiedy wiecej niz jeden i wowczas rozdzielamy sie na tych co chca plywac i na tych co stacjonuja na piachu.
Gdy nadchodzi dzien powrotu do domu kazdy z przyjemnoscia pakuje sie marzac o prawdziwym prysznicu i wlasnym lozku, ale pozegnaniom zawsze towarzyszy pytanie gdzie pojedziemy w nastepnym roku.
Fajnie jest jechac na camping w takiej grupie. Wracamy zmeczeni, ale bardzo zrelaksowani.

Sunday, May 23, 2010

Dzieci

Tydzien temu w sobote moj szef zaprosil wszystkich swoich pracownikow z rodzinami na piknik. Te spotkania towarzyskie lacza sie z pozegnaniem odchodzacych postdocs, studentow konczacych doktoraty w naszym lab albo college studentow, ktorzy pracowali u nas nad jakims projektem. W tym roku zegnalismy dwie osoby. Zawsze sa prezenty, kartki, przemowienia i cala ta feta pozegnan. Prezenty i kartki to moj obowiazek, a posilek to wspolne dzialanie. Szef dostarcza mieso i napoje, my przynosimy dodatki czyli przystawki, roznego rodzaju salatki, desery. Sa to mile spotkania, a najbardziej urokliwe sa na nich dzieci. Marta i Kuba sa najstarsi w tej grupie stad czasami opiekuja sie maluchami. Kilka zdjec dzieci z tego spotkania oraz na koniec kartka, ktora zrobilam. Dlaczego prosiaczek? Badania prowadzace w lab sa skoncentrowane na wirusach PRV, ktore zakazaja swinki.






Thursday, May 20, 2010

Kompozycje ogrodnicze

Minelo juz kilkanascie dni od momentu zakupienia roslin do ogrodu i moje roslinki sa nadal w doniczkach. Ustawilam je raz, patrzylam przez kilka dni i stwierdzilam, ze wygladaja okropnie. Sami zobaczcie.


Myslalam i myslalam jadac do pracy i wracajac z pracy, meczylam Rafala zeby popatrzyl i doradzil. Ma w koncu dobre oko do zdjec i kolorow. Doradzil skoncetrowac sie na kolorach i tak zrobilam. Wybralam rosliny zolto i fioletowo kwitnace na jedna strone, rozowawo-biale na druga. Od razu zrobilo sie przejzyscie, oczy nie biegaly jak szalone od jednego kwiatka do drugiego. Dodalam jeszcze pozniej zielone krzewy jak tlo. Musze jeszcze wypelnic front roslinami, ktore beda bardzo stonowane w kolorach i ksztaltach lisci, moze jakies niskie ozdobne trawy. Tak to teraz wyglada.


Minelo kilka dni. Patrze na ta moja kompozycje w porannym swietle, popopludniowym i wieczorem, i jak na razie nadal podoba mi sie, chyba w koncu wkopie te rosliny.


To jest druga strona, przy wejsciu.
Nie koniec mojej histori na dzisiaj. Otoz, chodze tak sobie po tym moim ogrodzie, podlewam i kogoz to widze???? Zaskroniec!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Ja nie rozumiem dlaczego one tak upodobaly sobie MOJ OGROD. Znajoma Hinduska powiedziala mi, ze w Indiach ludzie mowia „szczesliwy ten dom gdzie weze sa”. Moja babcia mowila „szczesliwy ten dom gdzie pajaki sa”. Wolalabym juz pajaki. Hindusi polecaja rzucic plaszcz na weza (konkretnie kobre) i potem nosic ten plaszcz poniewaz to ma przyniesc duzo szczescia w zyciu. Dziekuje za takie szczescie. I znowu zaczne chodzic po ogrodzie w moich hiking boots.

Jeszcze nie koniec, zapomnialam o oknach. Pierwsze zdjecie jest zrobione w pokoju goscinnym. Kwitnacy rododendron pieknie wyglada w porannym swietle.




Przygladalam sie kwiatom w skrzynce okiennej i kogoz zobaczylam po drugiej stronie?

Tuesday, May 11, 2010

Kolorowe Ptasie Domki

Nie udal nam sie wyjazd w Dniu Matki poniewaz wialo i wialo, i jak to babcia mowila “pogoda byla pod psem” (skad takie okreslenie?) stad zabralysmy sie z Marta za malowanie ptasich domkow. Widzielismy kiedys ogrod z takimi domkami i wygladal przecudnie. Przyznaje sie wiec, ze pomysl jest kradziony, ale malowanie wlasne.

Saturday, May 8, 2010

Postep w mojej dzialalnosci ogrodniczej

Piatek byl bardzo radosnym dniem, ale zanim dojde do setna sprawy krotkie wprowadzenie.
Nasz sasiad jako projektant ogrodow ma wstep do szkolek roslinnych, ktore prowadza tylko sprzedaz hurtowa. Zaproponowal zebym z nim pojechala i tam zakupila rosliny do swojego ogrodu. Bardzo mnie to ucieszylo poniewaz okoliczne szkolki maja znacznie mniejszy wybor i nie zawsze najlepsza jakos. Musialam tylko cierpliwie czekac kiedy bedzie mial w planie wyjazd do tej szkolki. Piatek rano byl wlasnie tym dniem. Pojechalam z lista wybranych wczesniej gatunkow, ktore tak jak wczesnie pisalam musza byc „deer resistant”. Szkolka ogromna, pelna krzewow i drzew, a wsrod nich kwitnace teraz azalie oraz rodondendrony, ktore przyciagaly wzrok. Dolozylam jedna azalie pomimo tego, ze nie byla na liscie, ale tak ladnie prezentowala sie w tym slonecznym dniu. Ustawilam sobie pozniej wszystkie rosliny na trawniku i podziwialam. Zadzwonilam nawet do Rafala, zeby przyjechal i zobaczyl jakie sa sliczne.



Teraz musze rozrzucic ta gore ziemi i zabrac sie za sadzenie. Mam wprawdzie plan gdzie co posadzic, ale pewnie kilka razy zmienie swoja koncepcje. Myslalam, ze jutro zabiore sie za ogrod, ale tutaj jest Dzien Matki i dzieci chca mnie wywiezc z domu. Ja wiem gdzie i nie mam nic przeciwko temu poniewaz tam tez sa rosliny. Porobie zdjecia i pozniej pokaze.

Thursday, May 6, 2010

Torebki

Ten krotki raczej post bedzie dla milosniczek torebek.
Jakis miesiac temu wybralam sie z Marta i Kuba do NYC. Trafila nam sie piekna pogoda, slonecznie i cieplo. Rozpoczelismy wizyte od lunchu w Hard Rock Cafe, a potem tradycyjnie pospacerowalismy po Central Park (Marta pokazuje zdjecia z tej wyprawy na swoim blogu http://martasart.blogspot.com/ Przechodzac 5th Avenue namowilam moja dziatwe zeby wejsc do jednego z tych szalenie drogich sklepow, gdzie obsluga jest ubrana jak na bal, wlacznie z bramkarzem otwierajacym drzwi. W takich sklepach nie ma cen wystawionych przy towarach stad nawet nie moge powiedziec jak drogie sa tam torebki. Czy ladne?


Friday, April 30, 2010

Piatkowy wieczor na decku-tarasie

I siedze tak sobie na decku-tarasie relaksujac sie w ten piatkowy wieczor. Starsze dziecko, czyli Marta lat 15, wybyla ze szkola na wycieczke do NYC, mlodsze Kuba, lat 13 wbija wzrok w ekran komputerowy. Jest jeszcze maz, (lat nie podam, kto wie to wie), ktory wybyl na sesje fotograficzna. Zostal mi sie pies. Ten nie opuszcza mnie na krok wodzac wzrokiem kazdy moj ruch. To sie nazywa oddanie.
Obejrzalam krajowe soap operas w polskiej internetowej telewizji i tak wieczor mija mi cicho i spokojnie.
Poniewaz nie moge za duzo machac lopata wrocilam do moich recznych robotek. Tym razem mam na tapecie frywolitke. Kto nie slyszal niech poczyta.
Frywolitka to stara technika koronkarska. Kiedys ta technika wyrabiano kolnierzyki do sukien, wykanczano chusteczki, obrusy, poduszki, wszelkie nakrycia glow dla malych dzieciatek i dorodnych dam. Ja nie slyszalam o tej formie dziergania w Polsce. Dwa lata temu bedac na Rutgers Day (wczesniej opisalam ten w tym roku) zauwazylam stoisko z wydziergana bizuteria. Tak a propo, jezeli ktos jeszcze tego nie wie to oficjalnie przyznaje sie, kolczyki to moj nalog. Wracacam do Rutgers Day. Siedziala tam sobie pani, ktora wyrabiala z nici te przecudne kolczyki, broszki i naszyjnki. Jakiez to bylo sliczne. Moj zachwyt nie mial granic i wdalam sie w rozmowe. Dowiedzialam sie, ze to dzierganie to po angielsku tatting, po naszemu frywolitka. Nastepnego dnia, juz z rana pognalam do sklepu z przyborami do robotek i zakupilam czolenko oraz oczywiscie nici. Posiadanie narzedzi to jeszcze nie wszystko. Ja nie mialam zielonego pojecia od czego zaczac. Umiem dziergac zwyklym szydelkiem i dwoma drutami, ale zadnej z tych umiejetnosci nie dalo sie wykorzystac do machania czolenkiem z nawinieta nitka. Rzucilam sie na internet zeby poszukac informacji dotyczacych podstawowych splotow. Jakze ja jestem wdzieczna, ze ludzie (kobiety) lubia dzielic sie tym co potrafia robic, a plec meska wymyslila komputery i cala ta reszte towarzyszaca internetowi (chyba to panowie). Znalazlam mnostwo opisow oraz krotkie filmy na YouTube obrazujace jak co trzymac i przekrecac. Zaczelam wywijac czolenkiem to nad nitka, to pod nitka i wreszcie udalo mi sie wydziergac najpierw pierwsze koleczko, potem lancuszek. Dluga droga jeszcze przede mna, ale wiem juz o co chodzi.
Na tym zdjeciu jest moj pierwszy caly projek, wiem wyglada jak male kolko, ktore nie wiadomo do czego przylaczyc. Zrobilam z tego kartke i wyslalam swojej Mamie. Teraz pracuje nad naszyjnkiem.



Na tych zdjeciach sa wyroby artystki z Rutgers Day oraz tutaj jest link do jej strony http://home.comcast.net/~elizabeths-lace/





Sa piekne, prawda?

Mam pierwszego "follower", a raczej pierwsza, mile to, dziekuje.
Przypomnial mi sie film Julie & Julia, polecam. Otoz, mloda Julie zaklada swoj blog, gdzie opisuje swe poczynania w kuchni. Zafascynowana slynna Julia Child kupuje jej ksiazke kulinarna postanawiajac sprawdzic kazdy jeden przepis w ciagu 365 dni dzielac sie swymi kulinarnymi sukcesami i porazkami na internecie. Minelo kilka dni, Julie czuje sie zniechecona poniewaz nie ma "followers", az pewnego dnia jest ta pierwsza osoba, ktora rejestruje sie na jej blogu. Zgadnijcie kto byl ta pierwsza osoba?
Jak nikt nie napisze podam w niedziele.

Thursday, April 29, 2010

Czy deck to taras?

Co to jest deck? Coz, nie studiowalam architektury, a wiec nie znam okreslen w jezyku polskim dotyczacym budownictwa. Taras wydaje sie byc najbardziej zblizony do tego czym jest deck.

Najpierw kilka zdjec z internetu. Pierwsze zdjecie to deck, dosyc popularny element tutejszych zabudowan, zawsze w tylnej czesci domu.


Teraz porch, zawsze na froncie domu. Wydaje mi sie, ze rzadziej pojawia sie w architekturze tego regionu, a skolei jest bardzo powszechny w poludniowych stanach i wszedzie tam gdzie sa duze domy o charakterze farmerskim.


Patio wywodzi sie z Hiszpani i jest miejscem przylegajacym do domu i spelnia taka sama funkcje jak deck, czyli jest miejscem do rekreacji i spozywania posilkow na zewnatrz.


My mamy deck, sami zobaczcie, zapraszam na kawe.

Monday, April 26, 2010

Niespodziewanie Wolny Dzien

Juz od wczoraj czulam bol w dolnej czesci kregoslupa, ale zrzucalam to na kark kopania i wywozenia ziemi, i mialam nadzieje, ze wszystko bedzie w porzadku. Niestety mylilam sie i to bardzo. Rano bez wiekszych problemow wzielam prysznic i ubralam sie, ale gdy przyszlo do zalozenia butow to usiadlam i juz nie wstalam. Po kilku minutach z przeszywajacym bolem doszlam do kanapy i przyjelam pozycje lezaca. Oczywiscie dorwala mnie rwa kulszowa , a rwa kulszowa niestety, ale tak szybko sama nie mija. Jak na razie jestem na silniejszych tabletkach przeciwbolowych.
Nie moglam calego dnia przelezec stad zabralam sie za gotowanie. Przygotowalam jedno z moich ulubionych dan KISIR. Kisir jest to salatka turecka sporzadzona z kaszy bulgur, przecieru pomidorowego, pomidorow, cebuli i ewentulanie innych warzyw oraz przypraw. Bulgur to wysuszone ziarna pszenicy twardej, ktore sa najpierw uparowane, a nastepnie wysuszone i pokruszone.

Skladniki:
1-2 pomidory, pokrojone w kostke
1 cebula, posiekana w kostke
1 papryka (zielona lub czerwona) pokrojona w kostke
1 ogorek pokrojony w kostke
1 szklanka bulgur
1-2 lyzeczki pasty pomidorowej
1 lyzeczka soku cytrynowego lub sok z jednej cytryny
2-3 lyzki oliwy z oliwek
crashed red pepper (nie wiem jak to okreslic po polsku)
1 ¼ szklanka gotujacej wody
2 lyzki posiekanej swiezej pietruszki

1. Zalac bulgur gotujaca woda i trzymac pod przykryciem az cala woda zostanie wchlonieta (7-10 minut).
2. Podgrzac oliwe z oliwek i podsmazyc cebule na zloty kolor.
3. Dodac pokrojona papryke oraz pomidory i lekko podsmazyc, 2-4 minuty.
4. Wymieszac delikatnie ugotowany bulgur z pasta pomidorowa oraz cebula z warzywami.
5. Dodac do smaku sok z cytryny, sol oraz crashed red pepper.

Uwagi:
Ogorek oraz pietruszka sa do wyboru. Cebula oraz pozostale warzywa moga byc dodane bez podsmazania, ja preferuje lekko podsmazone.

Przepis ten dostalam od dziewczyny imieniem Orkide, ktora urodzila i wychowala sie w Turcji, doktorat zrobila w Niemczech, a teraz pracuje w tym laboratoirum co ja. Przepis ten jest wiec jak najbardziej autentyczny.